Zawsze chciałam być prawnikiem. Zaraz po tym, jak przeszły mi wszystkie pomysły na bycie piosenkarką, chociaż śpiewam jak kastrowany kot, czy tancerką, chociaż gracji mam tyle co słoń w porcelanie. Chciałam być prawnikiem. Konsekwentnie ogłaszałam wszystkim, że idę studiować prawo. Do Warszawy, oczywiście. Gdybym mogła, wykrzyczałabym to na ogólnoświatowej wizji, tak byłam pewna swoich planów.
No i poszłam na studia. Do Warszawy, oczywiście. Tylko kierunek się nieco zmienił. Nie prawo, a w lewo - na zarządzanie. Bo tak się udało, no i... bo tak chciałam ja, nie mama. W końcu wolna Ja.